ďťż

13

Świat eMki
przeczucie

z nadzieją czasem jest jak z bezdzietnością
stare usychaja
nowe nie chcą rosnąć

nie chciałem wróżby bojąc się że wróci
z podwojną mocą w szarpaninie lęków
wpierw odbierając wszystko to co smuci
by wreszcie dobić z nożem w ręku -

czułem coś niedobrego
że zaraz mnie dorwie
a sen już nigdy nie będzie spokojnym snem

nie mogłaś zbudzić
do tej pory nie możesz
- nadzieja poszła potrzymać za rękę śmierć

Warszawa, kwiecień 10

zmartwychwstanie

nie chciałem czekać trzech dni
obiecanych ojcu
- wystarczy droga krzyżowa
gniew kiedy matka próbowała przemyć moje usta
suche z rozpaczy
zmuszone do milczenia
usta w których mogłem przeżuć i wypluć świat

- chciałem tylko spacerowac z Magdaleną po wodzie
a potem kochać nie zważając na nic
dziś zmartwychwstałem z piaskiem na brodzie
w jaskini skalnej dusznej z braku tlenu

odchylam skałę
kręgosłup coś strzyka
- gdzie jesteś ojcze, może śpisz w swym fotelu
z budzikiem nastawionym na dar zmartwychwstania
tę wielką chwilę - ostateczny tryumf

mam pomysł
wymknę się tylko na moment
- pobiegnę do Magdaleny
pospaceruję z nią trochę po wodzie
obejmę jej ciało a potem...
....a potem wiadomo co potem...

i wrócę do siebie
może się nie domyślą
żebym tylko pamiętał przesunąć tak samo skałę

Warszawa, marzec 10

moja bohema

Cóż za demon mnie opętał, że tak poprawnie się zachowywałem?
Henry David Thoreau

I

czasem trzeba ponownie uderzyć w dzwon
ponownie uderzyć
atakując w obronie
może powinienem was błagać
może

- trudno wierzyć poetom
jeszcze trudniej sobie

wywróżono mi winę z kart
nie zdradzę jakie wypadły
poważnie traktując żart

II

są pytania na które nikt nie zna odpowiedzi
zaczynając od boga na poetach kończąc

wracam

obijam się z miejsca na miejsce
przewracam z kąta w kąt
wciąż dostrzegając poezję
gdzie jej nie ma
gdzie jest i jej nie ma
i znowu kurwa jest

Warszawa, kwiecień 10

samotność

I

w samotności najgorsze są noce
jeden wielki płomień
puste miejsce straszy
widmem byłych kobiet

w samotności najwięcej złego
w chichoczących ścianach
dla nich to komedia
dla poety dramat

w wazonie kwiatów uschniętych
brudnych w zlewie talerzach
powraca by zmienić w mętlik
każdą strofę pacierza

najgorzej przed lustrem
gdy oczy puste
stają się własnym katem

II

Ojcze Nasz,

wielu tak zaczynało i nie mogło skończyć,
zmiłuj się nade mną, zmiłuj się nade mną

czemu jest tak ciężko, dokąd to prowadzi?
pomóż mi odnaleźć ten jedyny azyl

czemu nie potrafię z żadną żyć na dłużej,
wszystkie mi się nudzą, bez nich nie mam złudzeń

zmiłuj się nade mną - pobłogosław dziecię,
które nic prócz seksu nie ma na tym świecie

które wciąż odlicza do nowej soboty,
a z dniem kolejnym chce zapomnieć o tym

cóż mogę poradzić, że nie jestem stały,
znów pewnie się znudzę, takie tam morały

III

w samotności najgorsze są noce
od żalu do nienawiści
i na odwrót

samotność to bydle które co dzień zżera
aż nic nie zostanie
aż człowiek
umiera

to pokarm wrogów
to udręka matczynych ust

to kakofonia przerywająca ciszę
to stado zwiędłych mniszek

to zakon franciszkanów
to moje odbicie rano

to pierdolona poezja
to udawany majestat

to zima na ciemnym dworcu
to krew znaleziona w stolcu

to górnik przysypany w kopalni
to kwintesencja matni

to śnieg na nagrobkach w marcu
hospicja i domy starców

IV

mój miły, czekam na ciebie dzierżąc Meyer w dłoni
mój ty wampirze,
mój ty wyjebany w kosmos,
mój ty Romeo, będe twoją Julią,
- cóż z tego, że jestem najzwyklejszą kurwą?

nie przyszedł, mój Boże, co zrobię, cóż powiem?
a może przyjdzie. poczekam, się dowiem.
a może jeszcze wpadnie w me ramiona?

cóz począć, gdy stoję tu taka spodlona?
napiszę na blogu że to pedał stary,
tymczasem śmigam wciąż sama - bez pary

V

w samotności najgorsze są noce
trzeba gdzieś uciekać
stawiać stemple miasta

ponieważ samotność ponieważ
ona
jest tylko bzdurą wyssaną z palca
trzeba tylko otwierać
drzwi

VI

samotność to stara kurwa przy drodze
proteza
schizofrenia
czołgi wjeżdzające do miasta
karabin maszynowy - egzekucja pod murem
to nasza ojczyzna, hymn nasz
biurokracja!

samotność to zdzira
rzęsy doklejone
paznokietki bajery
papieros w kącikach ust -

to impotencja
to żebranie o dotyk
ostatnia nędza
schowany pod obrus narkotyk

to heroina to amfa to kwasy
to brud na ustach
sperma obcej rasy

to psy pod drzwiami
i zrywka przed psami

VII

samotność to szloch wszystkich matek
idących za trumną
to szatan w każdej postaci
obłęd
ostatni krąg piekła
ostatnia kromka chleba
ostatni złamany grosz
ostatni spazm wiary

samotność to chwila w której ginie papież
w której ginie prezydent
w której drugi Katyń

to nasze znicze
nasze flagi
kwiaty

Warszawa, kwiecień 10


  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl
  • Powered by WordPress, © Świat eMki