ďťż
Ĺwiat eMki
***
nie jestem dobrym poetą poetą nawet nie jestem - może to wszystko po to by zmazać brudy cielesne a może piszę ze strachu że nic nie zostawię po sobie uciekam przed widmem śmierci jednym kopytem w grobie wrzesień 07 oczy szeroko zamknięte I spadł słodki deszcz trawy muzyka zagrała z chmur napijmy się wódki za duszę zmarłej kultury chodź do mnie chodź tu reszta to szajs pędzący jak debil ku rozbiciu nadziei nasz wiersz jak życie białymi strofami naćpany a my w objęciach powietrza zawsze z kwiatami w kieszeni które świeże i czyste wyprane są ideami z nudy czerwonych świateł na przejściu wiodącym do nieba ty wiesz że mamy klucze do wszystkich klatek rozdajemy je ludziom bladym jak ściany II dzień trawy kolejny deszcz bóg ukrył się w chmurach a potem wybuchł w nas śmiechem kryształowe lustro ogłosiło new age możemy tańczyć chmury się rozwarły tak dzień po dniu śmiejemy się diabłu w oczy gdy nasze szeroko zamknięte stale go pokonują bóg płynie z nami przestał chodzić do pracy którą widać z balkonu zagraconego krzyżami Pruszków, lipiec 07 taniec śmierci już nie wiem co jest poezją utraciłem słuch piszę w ciemno a ty przytul mnie bo potrzebuję miłości jak bezbronne dziecko które rozmawia z duchami kiedy ty jesteś może ulicę dalej tak samo samotna w szarej bezdomnej mgle uratuj mnie sobą a ja wyzwolę kolory począwszy od bieli dającej nam światło przez błękit nieba i zieleń rosnącą w ogrodzie po czerwień płatków róż na pościeli na której dodatkowo utworzymy własne malując po ciele miłość językami aż po ekstazę dusz uskrzydlonych i sen bezpieczny od skrzypnięć podłogi tak bardzo pragnę by kruki odleciały szukając nowych nawiedzonych domów choć kto zna prawdę a może są białe i także cierpią w tej otchłani mroku jest tyle bólu nie do opisania musiałem ze ścian pozdejmować lustra znów powróciły przeraźliwe cienie co nawet ciszy zamykają usta odkładam pióro wiatr umknął tylnymi drzwiami niektóre świece zgasły inne zmącone płoną duch małej dziewczynki przyszedł zapytać o misia którego zgubił płacząc nad swą dolą Pruszków, czerwiec 07 pogarda jeszcze wczoraj tańczyłem by objąć świat a potem spokój zamieniłem w krzyk zniknęły kłamstwa krzyże nadzieja - kiedy spałeś wyjąłem nóż i złożyłem ofiarę z sumienia wystarczyło unieść ręce w stronę dziurawego nieba deszcz spalił sny rano znaleźli ciało zbrukałem ziemię prochy własnego istnienia teraz modlę się do śmierci o światło maj 07 samotność krzyczę hormony młodości szaleją brak miejsca choć niby tak wiele na tym świecie układanek z mgły i bądź tu mądry pełzaj w stronę spełnienia gdy drogowskazy tańczą na wietrze a zegary doprowadzają do obłędu Pruszków, maj 07 modlitwa uwolnij mnie ojcze bo znów muszę grzeszyć na dobro ludzkie reagując kpiną jak nagle miłość może przestać cieszyć a ostrze życia stać się gilotyną (?) … zdradziłem Cię znowu w swej nieporadności zabrakło skrzydeł by minąć trudności i wiatru zbrakło by rozwiać wahanie gdy klęcząc przed Tobą na jednym kolanie na drugim błądzę w świecie pełnym mroku gdzie depcząc wiarę odnajduję spokój lecz Ty powracasz w cierniowej koronie gdy zamknę oczy marząc o śnie wiecznym i znowu płaczę widząc Twoje skronie po których płyną strugi krwi najświętszej dlaczego powiedz otrzeć ich nie mogę czy kiedyś przejdę tę krzyżową drogę ...zamykam oczy i tego się boję znów padam nisko rozdarty na dwoje... kwiecień, 07 zaćmienie najpierw zgasło światło tam boli najbardziej przyniosłaś pistolet dopełniając karmę I nigdy nie kochaj na zabój - mówili pierścionki dla niewolników murzyn poda whisky nie przynoś kwiatów oddychaj słońcem tequili numeruj szachy zanim skorzystasz z łazienki i wszelkie gwiazdy spadną na twój dach - śpiewając hymn utraconego dzieciństwa mówili - zobacz ona ma krzywe nogi nie goli pach i śmierdzi jej z ryja i ogon ciągnie - długi wisielczy ogon II a ja kochałem bo nie rozumiałem tych wszystkich zaklęć w obcym języku gdy w naszym łożu gasło światło a ona zrzucała ciało do kieszeni - mówili uważaj pełno ich było w chwili gdy na ślubnym kobiercu zapomniałem alternatywy - i było po wszystkim i miało być pięknie III po miesiącu zostałem sam poprosiłem o zmianę telefonu słuchawka parzyła ciszą odkryłem miejskie bary wtedy wstała z grobu i dom znów był inny - zanim skorzystałem z łazienki przywiązałem jej ogon do łóżka zapaliłem światło czekając na zaćmienie wyobrażając sobie jak rankiem może być piękna sierpień 08 azyl mam swoje miejsce do którego wkraczam przez lustro kiedy pragnę zabijać tam płaczę wypruwam modlitwy z żył lub leżę wpatrzony w nicość z podartą kartką u boku a kiedy mam humor tańczę nad waszymi głowami martwymi co noc mam takie miejsce zamknięte nawet dla boga gdybym go nie miał pewnie bym się zabił lipiec 07 rozmowa ze ścianą stoisz murem sypiesz się miejscami pomalowana na biało zgodnie ze standardami a ja biorę kredki i mogę malować co chcę mogę nawet kilofem poznęcać się nad twoją kruchością 2006 zazdrość jedno słońce zgasło drugie się zapaliło trochę słabsze bo na baterię alkalicznej woli i znów zobaczyłem Cię nagą z kimś innym kwiecień 07 zombie masz szczęście że się nie widzisz udajesz mocną obnażając łono gdy w oczach nie ma nic wysuszona od środka przeszłaś samą siebie to było chore puszczałaś się z żyletkami a na co liczyłaś sącząc wino w swojej samotni padając po szklance jak mucha od uderzenia gazetą poczęstowałem cię sobą i to był największy błąd zjadłaś wszystko 2006 ***(popatrz jak szybko) popatrz jak szybko myśli uciekają gdy zapominasz przebrać się za Boga znów śnił mi się tunel bez końca prawdziwa parodia umierania! umieranie przy kawie jakby nigdy nic luty 08 nadzieja zabrała ją noc porwała z drewnianej kołyski zostawiając kartkę umieraj zwróciłem się wówczas do Boga aby cofnął czas ale On był zajęty wojnami i paleniem trawy zabrała ją noc kiedy spałem a wyblakłe gwiazdy płodziły obce szczęście była taka niewinna aż wzruszone anioły patrząc na nią spuszczały głowę październik 07 |
Podstrony
|