ďťż
Ĺwiat eMki
...stało się ciałem; na dzień dzisiejszy jest nas dziesięć, no, może dwadzieścia miliardów z hakiem i całym pogłowiem obijamy się na drzewach. Natomiast na dzień wczorajszy było nas, średnio licząc, ze dwa razy mniej.
Dawniej nie mogliśmy swobodnie drzeć mordy, bo każdy ptaszek miał swoją prywatną gałąź, konar z podsłuchem przebranym za dzięcioła. Teraz, jak wszyscy, mamy po trzech sublokatorów. Im kto szybciej zawodzi, tym prędzej wywrzeszczy sobie większą substancję odpoczynkową, tego co rychlej przenoszą aż pod koronę drzewa, gdzie dla namolnych przewidziano większe metraże, znośne warunki, istne raje. Z czasem i dla nich wprowadzono szlaban na kłapanie dziobem. Kto został przyłapany na lamentowaniu bez zezwolenia i pytlował na dziko, tracił prawo do stałego zasiedlania gałęzi. Z punktu dostawał skierowanie do bajora na zadupiu i tam, do upadłego, mógł zajmować się roszczeniami. Niewielu więc było chętnych do oficjalnego kręcenia dziobem. Ten, co pomstował po cichu i na pół gwizdka, mógł zostać znienacka odgórnie doceniony, mógł dopraszać się podciągnięcia pod ulgowy przepis gwarantujący możliwość zasiedlenia całego drzewa. Wtedy wywyższał się na swojej powierzchni, puszył się, szarogęsił i kokosił ze swoją metrażową pomyślnością, aż wszystkich przestrzennie upośledzonych za mocno kłuło to w oczy, aż nie było wyjścia i musiano przywołać go do porządku, musiano walić go w cztery litery, by nabył ogłady. A cały ten galimatias z zagęszczeniem powstał z powodu wron; wrony od zamierzchłych czasów żyły w opozycji do logiki: 1 opowiadały się za nieskrępowanym znoszeniem jaj, 2 zawzięły się na nas i złośliwie postanowiły zwiększyć się w liczebniejsze stado. |
Podstrony
|