ďťż
Ĺwiat eMki
Po trzydziestu godzinach pracy każdy ma prawo być zmęczony. A chirurg-rzeźnik najbardziej.
Kto się ze mną nie zgadza, ten jest tępy korniszonek! -Liluś... - Mruczy wysoka blond-kotka o specjalizacji anestezjologia. - Przepraszam, że budzę cię w środku dnia i usiłuję wyjąć twój nos z kubka pełnego kawy... Ale potrzebny mi jest twój podpis. -Hmm... - Wyciągam rękę, po omacku znajduję długopis i strzelam niewyraźne "Jedwabińska" na przystawionej mi kartce. -I tu. - Precyzuje Ziemiańska. Podpisuję. - I jeszcze... Liluś, panie z kadr życzą sobie, żebyś zapoznała się z tymi oto wymaganiami. Podnoszę głowę. Literki tańczą mi przed oczami. Informacja jest krótka i zwięzła, ale mój zmęczony i znarkotyzowany antydepresantem umysł odmawia współpracy. Jednym haustem kończę kawę, wstaję z krzesła, podchodzę do umywalki i puszczam sobie strumień zimnej wody na zmęczoną twarz. Lepiej, ale to nie to. Wracam do stolika. -Aniu, zlituj się. O co chodzi? - Pytam. -Normy europejskie. Nic ważnego, przeczytasz jak będziesz lepiej się czuła. Możemy ubiegać się o dofinansowanie, ale to nie jest pilne. Powoli. Słuchaj, wykombinuję ci jakiegoś zmiennika, co? Idź spać. Jedź do domu. -Aniu... Zlituj się. - Powtarzam tępo. - Najważniejsza jest pierwsza doba po operacji. -Pierwsza doba po operacji, czy nie chcesz wracać do domu, bo nie masz do czego? Bo puste ściany w twoim mieszkaniu przypominają ci Jurka, pachną nim, uśmiechają się jak on? Rozbrzmiewa telefon na moim biurku. Podnoszę słuchawkę. -Jedwabińska - mamroczę. -Lilek, jest może u ciebie doktor Ziemiańska? - Pyta ktoś o głosie trudnym do zidentyfikowania, szczególnie po trzydziestogodzinnym dyżurze. Ania wyrywa mi słuchawkę z ręki. -Jestem! Co tam? -Na wątrobie cię potrzebują. Jakaś nawiedzona starsza pani powiedziała, że albo ty, albo nikt. -Zaraz będę. - Mówi Ania i odkłada słuchawkę. Wstaje. -Uciekam, Liluś. Słowa dochodzą do mnie jak przez mgłę. Obserwuję, jak smukła, piękna pani anestezjolog zabiera mi spod nosa pusty kubek. -Daj jeszcze. - Proszę. -Czwarta. Serce ci wysiądzie. - Kręci głową z dezaprobatą, ale nalewa mi kawy z automatu. -Będę jak najszybciej się da. Ale i tak wydaje mi się, że powinnaś iść do domu. -Nie ma domu. - Mruczę. Ania wzdycha i wychodzi, starannie, cichutko zamykając za sobą drzwi. Wyjmuję z portfela małe zdjęcie Jurka i podpalam zapalniczką. Rytuał oczyszczający? Nie, środek zapobiegawczy przed zaśnięciem. Wyjmuję paczkę papierosów i palę trzy, jeden po drugim. Efekt jest taki, że mdli mnie, zbiera mi się na wymioty. Doktor Jedwabińska sama się niszczy. Muszę poczytać o wpływie autodestrukcji na zawód. To jest, tfu! O wpływie wybranego zawodu na autodestrukcję... Zasypiam, pomimo wcześniejszych zapewnień. |
Podstrony
|