ďťż
Ĺwiat eMki
-Naprawdę myślisz, że nie pamiętam jak usiłowali mnie zdegradować, a ty nie stałaś po mojej stronie?
Jak wygląda człowiek, który stoi zziębnięty i przemoczony w progu nieswojego domu? Z miną pokerzysty próbuje udowodnić, że rozmazany makijaż jest efektem wyłącznie ulewy, a zaczerwieniony nos - przeziębienia. Nasuwa mi się tylko jedno określenie: wygląda żałośnie. Ile razy osłoniłaś mnie kosztem siebie? Ile razy stawiałaś mój świat na głowie, żeby pokazać, że istnieje lepsze wyjście? Ile razy wyjmowałaś z mojej dłoni strzykawkę, żyletkę, butelkę wódki? Pamiętasz, jak scałowywałaś łzy z moich policzków, naprawiałaś moje błędy, dzwoniłaś do ludzi, których skrzywdziłam - po to, żeby powiedzieć im, że byłam naćpana i wcale tak nie myślę? Byłaś moim sercem, moją duszą, skupiskiem rozszalałych emocji, uspokojeniem, bazą myśli. Tyle lat. -Dobrze wiesz, że wtedy należało ci się wypowiedzenie. Powinnaś wtedy wylecieć z pracy na kopach. Poza mną i tak nikt nie zauważyłby twojego odejścia. -Sama odeszłam. Może w ramach pokuty? Może musiałam odejść, żeby oczyścić także twoje życie? Nie byliśmy przyjaciółmi; chociaż uwierz mi, że dużo oddałabym, żeby być dla ciebie chociaż w połowie tak ważna, jak ty jesteś dla mnie. Wiem, co zaraz usłyszę. Zapytasz, dlaczego przyszłam, czy po raz kolejny chcę wyprowadzić cię z równowagi. A przecież tyle razy pomogłaś mi zmierzyć się z samą sobą. Ty jedna nie oczekiwałaś ode mnie podjęcia leczenia. Nie namawiałaś na paliatywne wyjścia. Twoją kołdrę mogłam gryźć z bólu do woli, rozumiałaś każdą decyzję. Szanowałaś mnie - a ja tak długo bezskutecznie tego szukałam. Właśnie szacunku... Tyle skłębionych myśli tłucze się gdzieś w mojej zmęczonej, obolałej głowie. Tyle mam przed sobą! Nieważne, jak to się rozciągnie w czasie. Może przyjdzie mi umrzeć jutro, może za kilkanaście lat. Jestem idiotką, owszem. Tyle razy mówiłaś patrząc na mnie z politowaniem: "jesteś idiotką". Miałaś rację, zawsze masz rację. Dlaczego płaczę, a ty stoisz i patrzysz na mnie zamglonym, niewidzącym wzrokiem? Masz na twarzy wypisaną kpinę. Wiesz, ból zmienia perspektywę patrzenia. Nie jestem pewna swojej przyszłości. Rozumiem, że przede mną uciekasz, pewnie dużo osób zrobiłoby tak jak ty, nie mam do ciebie żalu. Może jestem tylko trochę zdziwiona - myślałam, że akceptujesz mnie w pełni. -Dlaczego przyszłaś? Chcesz kolejny raz wyprowadzić mnie z równowagi? - Słyszę. -Wybacz najście. - Mruczę zdrętwiałymi ustami. Wychodzę, zamykam za sobą drzwi. -Może to nieistotne, ale cię kocham. - Mówię, kiedy mam już pewność, że nie słyszy. |
Podstrony
|